14 grudnia 2015

Rozdział 8

- No to są chyba jakieś jaja, jak mogłeś mnie zdradzić, nigdy nie sądziłem, że możesz się do tego posunąć. Miałem cię za przyjaciela, ale widać się myliłem - rzekłem zdenerwowany.
Był dla mnie jak brat a teraz stał z bronią wycelowaną w moją głowę. Bez żadnych skrupułów gotowy wykonać wyrok.
- Żegnaj Luke, miło było być twoim przyjacielem, nie martw się powiadomię twoja rodzinkę o tragicznej śmierci - zarechotał złośliwie - jak sądzisz walnięcie w drzewo będzie dość realistyczne? Samochód spłonął żadnych śladów.
- Stary możemy się jeszcze dogadać - zacząłem, gdy poczułem jak kula przeszywa moją klatkę piersiową.
Ostatnie, co widziałem to jego zwycięski uśmiech. No tak nareszcie mógł zrobić to, co chciał, od bardzo dawna.
Wielu spośród żyjących zasługu­je na śmierć. A nieje­den z tych, którzy umierają, zasługu­je na życie. Czy możesz ich im ob­darzyć? Nie bądź tak pochop­ny w fe­rowa­niu wy­roków śmier­ci. Na­wet bo­wiem najmędrszy nie wszys­tko wie.
Koniec.
Doczytałam do końca i spojrzałam na całą zapłakaną Caroline z chusteczkami.
- On był taki przystojny - chlipnęła - nie mógł umrzeć, nie on - załkała.
- Caroline spokojnie jest jeszcze jedna część, może przeżyje - pocieszyłam ja śmiejąc się w duchu.
Jest taka przewidywalna.
- A co jak umarł i Penelopy (Penelopi) będzie z jego złym kuzynem. Przecież go nie kocha, a Blake zmusi ją do ślubu z nim, aby dostać od niego kasę.
- O boże jesteś jak małe dziecko. To jasne, że za niego nie wyjdzie nawet jak Luke umrze, bo wtedy Ewan ją ukryję - powiedziałam zapychając się kolejną porcją lodów pistacjowych.
- To takie smutne będzie myślała, że miłość jej życia umarła przez jej byłego. Ale na koniec i tak będą razem. To piękne jak on się o nią starał w pierwszej części. Chodź ona ciągle odmawiała i specjalnie go wkurzała, aby odpuścił to on się nie dał i dzięki tej wytrwałości zdobył jej serce.
- Takie są książki Car z dobrym zakończeniem sprzeda się więcej.
- Ale ty jesteś nieczuła - burknęła - zero romantyzmu, z facetami się chowałaś czy jak?
- Dokładniej z czterema a co? - zachichotałam.
Tak miałam naprawdę wspaniały okres dojrzewania. Każdy chłopak, który do mnie podszedł był skutecznie odstraszany. Nie mówię, że byłam jakoś oblegana, ale laska na desce to wtedy był szpan.
- Miałaś dobrze ja musiałam znosić starsze kuzynki, które nie widziały nic poza czubkiem swojego nosa. Tylko gadały o tym jak dobrze ukręcić chłopaka i mieć jak najtrwalszy makijaż.
- Może, dlatego teraz robisz taką furorę w śród płci męskiej - zauważyłam śmiejąc się.
- Wiesz, co brakowało mi tych naszych wieczorów, po tym jak wyjechałam tak zajęłam się nauką, że nie zauważyłam w ogóle jak ten czas szybko minął. Za nim się obejrzałam już stałaś pod domem z walizkami - wtuliłam się w nią.
Wiedząc jak miała ciężko będąc sama w dużym mieście. Bez nikogo. Po tym jak zdecydowała, że chce studiować medycynę państwo Spark szanowani prawnicy na wieść o tym, że ich jedyne dziecko nie pójdzie ich śladem postawili jej ultimatum albo zrobi to, co oni chcą albo radź sobie sama skoro może podejmować już takie decyzję.
- Jesteś najdzielniejszą osobą, jaką znam, wiesz? - uśmiechnęłam się - i dlatego należy ci się to, co najlepsze.
- Tak tęskniłam - chlipnęła.
- Oj nie becz, bo zaraz ja się rozkleję. I co będzie jak mój image pójdzie się walić? - machnęłam ręką próbując powstrzymać plącz.
- Nie będę sama wyglądała jak upiór z rozmazanym makijażem - wskazała na siebie - chyba pobrudziłam ci bluzkę - westchnęła.
- Na szczęście to twoja.
W głowię usłyszałam słowa dziadka, które zawsze powtarzał „Przyjaźń to coś, co pokazuje, kim naprawdę jesteśmy i na co nas stać".
***
- No dobra leć jak musisz - zaśmiała się - kochaś na ciebie czeka.
- Idę tylko po mój telefon i tyle.
- Tak oszukuj samą siebie nie mnie, z tego, co wywnioskowałam z twojego opisu wygląda jak grecki bóg.
- Oj już się nie martw wyrosłam z tego. Nie zakocham się w pierwszym lepszym palancie.
- A co z Danielem?
- A co ma być? Przecież wiesz, że to zamknięty temat było minęło. Tylko przyjaźń nic więcej.
- Dobra, dobra ruszaj, bo się spóźnisz.
Złapałam za portfel i ruszyłam w stronę drzwi. Zeszłam szybko na sam dół przeskakując, co trzeci schodek.
Miałam gdzieś to, że kazał mi się odstawić na przekór mu założyłam czarne rurki z wysokim stanem a do tego ciemną koszulę i sweter oraz moje ukochane glany.
Ustałam przy ulicy wystawiając rękę, po krótkiej chwili siedziałam już w ciepłym wnętrzu taksówki relaksując się muzyką.
- Gdzie jechać?
- Kojarzy pan tą kawiarnie „U Lottie"? - mężczyzna przytaknął - tylko szybko - dodałam.
Niestety nie należałam do punktualnych osób, a z pewnością brak komórki z alarmami mi tego nie ułatwiał. Moje roztrzepanie nie raz sprawiło mi wiele kłopotów. Ale teraz przez to wszystko mogłam stracić mój ukochany telefon. A na to nie mogłam sobie pozwolić.
Oparłam głowę o okno i spojrzałam na zegarek w samochodzie. Pięć minut po czasie, on musi tam jeszcze być. Przymknęłam oczy próbując oczyścić myśli. Nie wiem ile tak siedziałam, ale każde kolejne truknięcia wywoływało we mnie coraz większy niepokój. Zerknęłam szybko na drogę i zanim zdążyłam pospieszyć kierowcę spostrzegłam ogromny korek.
- Ile płacę?
- Co - spytał zdziwiony moimi słowami.
- Ile chcesz za drogę? - mruknęłam zwracając większą uwagę na portfel niż kierowcę.
- Będzie 15 dolarów.
- Masz - rzuciłam w niego zawiniątko dwóch dziesięciodolarówek.
Wyskoczyłam z pojazdu znajdując się na samym środku jezdni. Przeszłam szybko wymijając obtrukiwające mnie samochody i puściłam się biegiem. Truchtałam przed siebie próbując nadrobić trochę czasu. Przy okazji starałam się nie patrzeć na otaczającą mnie ciemność, chodź to miasto to najlepiej nigdy nie chodzić samemu, gdy jest ciemno. Na szczęście miałam dobrą formę dzięki ćwiczeniom w Londynie.
Po krótkim czasie zauważyłam podświetlany szyld kawiarni. Ustałam i zaczęłam rozglądać się szukając tego palanta. Zmęczona przysiadłam na pobliskiej ławce.
Może jeszcze go nie ma, może się spóźnił?
Po około dziesięciu minutach czekania, bo oczywiście nie mam telefonu żeby dokładnie wiedzieć wkurzona podniosłam się i postanowiłam wracać do domu.
- Ja walę - przeklęłam zdając sobie sprawę z tego, że nie mam jak zadzwonić po taksówkę ani po kogokolwiek i czeka mnie samotna podróż do domu - no nie - jęknęłam.
A to wszystko przez tego idiotę gdyby nie on leżałabym sobie spokojnie przed telewizorem i zajadała się kanapkami.
Zdenerwowana ruszyłam omijając gdzie nie gdzie grupki ludzi, którzy wcale nie wyglądali przyjaźnie.
Przynajmniej znałam drogę powrotną, pi razy oko, ale jednak. Głupi buc nie mógł zachować się ja gentelman i zaczekać. Żeby teraz zatrzymała się jakaś taksówka to musiałam bym chyba wygrać życie.
Włożyłam ręce w kieszenie i lekko się zgarbiłam, co chwile czułam jak zimny wiatr smuga moje ciało nie oszczędzając niczego. Powoli zaczynałam drżeć i to nie tylko z zimna tłum wokół mnie powoli się rozrzedzał aż w końcu szłam sama.
Niestety im dalej od centrum tym mniejszy ruch.
Próbowałam iść jak najciszej nie zwracając na siebie większej uwagi. Ale po chwili strach przerodził się w wściekłość, nie byłam zła tylko wkurwiona. Żebym szła jak cykor, do czego to doszło. Od kiedy boje się tak chodzić, skoro w Londynie cało nocne spacery nie robiły na mnie większego wrażenia a teraz boję się dobrze złapać oddech. Od razu skarciłam się w myśli, jaki detektyw boi się iść samemu w nocy? Chyba tylko najgorszy.
Zirytowana kopnęłam kamyk, który uderzył w metalowy kosz wywołując nagły hałas.
A co tam, niech wiedzą, że jestem.
- E nie ładnie tak niszczyć mienie publiczne - usłyszałam gruby męski głos.
Tak Irina tylko ty możesz mieć takie szczęście, tylko ty. Dwóch napakowanych gości i ciemny róg. Piękny akt odwagi, jakbyś nie mogła urządzić imprezy na sto osób tylko musiałaś kopnąć w ten przeklęty kamień.
- Zobacz, jaka nam się piękna laska trafiła - powiedział drugi oblizując bezczelnie usta. I zmierzając powoli w moją stronę.
- Żadne trafiła - warknęłam, cofając się w tył.
Może i są więksi, ale nie szybsi. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- A jaka zadziorna, jeszcze lepiej będzie pieprzyło mi się te usteczka na samą myśl - wzdrygnęłam się patrząc raz na jednego raz na drugiego.
Moje serce zaczynało pompować coraz więcej krwi a ja poczułam nagły zastrzyk adrenaliny wymieszany ze strachem.
- To, który pierwszy? - zapytał niższy z mężczyzn - pierwszy ją zobaczyłem - powiedział i uśmiechnął się obrzydliwie.
Ale ja już dawno przestałam słuchać, o czym mówią, miałam dwa wyjścia albo zostać tu i dać im wolną rękę albo biegnąć przed siebie.
Odkręciłam się szybko w tył i zaczęłam pędzić na tyle na ile pozwalało mi zesztywniałe od zimna ciało.
- Co jest?! - usłyszałam jeszcze tylko krzyk zanim postanowili mnie gonić.
Truchtałam ile sił w nogach próbują ich zgubić. Wbiegłam w ciemna uliczkę chowając się w cieniu. Kucnęłam opierając się o ścianę, żeby być jak najmniej widocznym. Po chwili zauważyłam jednego z nich stojącego na środku drogi, spojrzał kilka razy w miejsce, w którym byłam, ale widać dobrze się nie przyjrzał, bo jeszcze chwile postał i zaczął się wracać.
- Nie ma tu jej - krzyknął gdzieś w przestrzeń i zniknął za budynkiem.
Poczekałam jeszcze kilka sekund i ruszyłam w przeciwną stronę. Wybiegłam z uliczki zwalniając powoli tempa. Schyliłam się łapiąc oddech i trzęsącym się krokiem ruszyłam do przodu. Szłam chwile rozglądając się za każdym razem, gdy usłyszałam jakiś dźwięk.
Tak ewidentnie należysz do pechowych ludzi. I tak prawie zostałaś zgwałcona i pewnie obrabowana, ale jako przyszły detektyw poradziłaś sobie świetnie oceniając sytuacje i swoje możliwości.
Dobra Drew uspokój się, nie raz gonili cię jacyś źli goście i za każdym razem wychodziłaś z tego bez szwanku teraz też tak będzie.
- Tu jesteś skarbie - usłyszałam tuż przy uchu. Chciałam zacząć krzyczeć, ale ktoś zakrył mi twarz dłonią i pociągnął w tył. Oddychałam głęboko dociśnięta plecami do trzymającego mnie mężczyzny.
- Długa kazałaś mi na siebie czekać - szepnął - ale teraz cię złapałem. I nie mam zamiaru szybko puścić.
Na linie nad przepaścią tańcz, aż w jedną krótką chwilę, pojmiesz po co żyjesz.

5 grudnia 2015

Rozdział 7

Luke
Kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje. Byłem w nie mniejszym szoku, niż gdy się dowiedziałem, że Beau jest w gangu w głowie szumiały mi tylko dwa słowa „Przysłał odpowiedź". Tylko to się teraz liczyło.
Szedłem pośpiesznym krokiem we wskazane miejsce, co i rusz kogoś wymijając. Nawet nie to oni mnie wymijali, ja po prostu szedłem przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Bo, po co?
Jakąś godzinę temu dostałem wiadomość od Toma, że Crusher pierwszy raz w historii odpowiedział na czyjąś wiadomość i tą osobą byłem ja.
Byłem tak zamyślony, że w pierwszej chwili nie zdążyłem zarejestrować jak coś we mnie uderza. Poczułem tylko jak jestem popychany do tyłu, co było dla mnie jednym wielkim zdziwieniem. Spojrzałem szybko w dół i jedyne, co zobaczyłem to jasne blond włosy. W ostatniej sekundzie objąłem ich właścicielkę w pasie chroniąc przed bliskim spotkaniem z chodnikiem.
Byłem tym tak zaabsorbowany, że nie zdążyłem w porę złapać komórki, która przez siłę uderzenia wysunęła mi się z ręki i upadła koło mojej nogi.
Wkurwiony odkręciłem ją twarzą w swoją stronę i szarpnąłem za podbródek, aby patrzyła w górę centralnie na moją twarz. Musieliśmy sobie coś wyjaśnić z tą paniusią. Nie jestem popierdolonym księciem żeby ratować księżniczki w potrzebie a w szczególności dzisiaj.
- Słuchaj no lalcia nie mam nastroju na pieprzenie się z tobą, dlatego będę miły i tym razem ci daruje wypieprzenie mojego telefonu na chodnik, ale nie chciej spotkać mnie jeszcze raz, bo to się może dla ciebie źle skończyć, zrozumieliśmy się? - warknąłem, próbując utrzymać szarpiącą się dziewczynę.
- Puść mnie! - krzyknęła chcąc wydostać się z mojego uścisku.
- A czemu miał bym to zrobić? - uśmiechnąłem się perfidnie - nie sądzisz, że jesteś mi coś winna za ten telefon?
- Nie, nie sądzę. Nie śpieszyłeś się gdzieś przypadkiem? Mogę przyciąć, że wbiegłeś na mnie.
Chuj i tak mam jeszcze pół godziny do przodu, bo Tom ma do centrum dłuższy kawałek mieszka w zachodniej części Sydney, więc nic się nie stanie jak sobie z nią trochę postoję.
- Skoro widziałaś, że idę to, po co nie zeszłaś mi z drogi, co? Moje plany mogą poczekać parę minut nie musisz już się tak o mnie martwić skarbie.
- Nie jesteś żadnym wielkim panem i władcą abym schodziła ci z drogi dupku! I jeszcze jedno nie mów do mnie skarbie, słyszysz! - poprawiła sobie za ucho kosmyk włosów, które zasłaniały jej twarz, dopiero teraz mogłem dostrzec jej nienaturalnie błękitne oczy i ostre rysy twarzy.
To tamta dziewczyna z klubu na samą myśl się uśmiechnąłem, widać szczęście mi dziś dopisuje.
- Już się tak nie gorączkuj złotko - zaśmiałem się puszczając ją i odsuwając krok do tyłu, podniosłem szybko telefon i znów skupiłem cała swoja uwagę na niej.
- Nie chce mi się gadać z takim kutasem - splunęła, przez co śmiałem się jeszcze bardziej niż chwilę temu wyglądała po prostu rozkosznie z zaróżowioną od złości twarzyczką, niczym wściekły sześciolatek.
- Posłuchaj mnie dziewczynko dobrze ci radzę nie chcesz ze mną zadzierać - zmieniłem wyraz na bardziej poważny, przez co nie była już tak pewna siebie jej postawa uległa szybkiej zmianie skuliła się trochę spuszczając wzrok w dół.
I tak powinno być.
- Dupek.. - mruknęła pod nosem, co na jej nieszczęście usłyszałem. A więc tak chcesz pogrywać.
- No dobrze skoro jesteś taka mądra to mam dla ciebie propozycję. Za twoje zadość uczynienie umówisz się ze mną to będzie takie moje wynagrodzenie za telefon.
- Chyba cię powaliło, że gdzieś z tobą wyjdę - prychnęła - nawet nie wiem jak masz na imię.
- Skarbie ja jestem tego pewien w stu procentach. Przyjadę jutro tutaj o 20 lepiej dla ciebie żebyś była, spotkamy się przy tej kawiarni obok. I ubierz na siebie coś seksownego tam gdzie pójdziemy musisz jakoś wyglądać - otaksowałem ją wzrokiem i przybliżyłem sie - załóż coś podobnego do tego, co miałaś wczoraj, mój kutas na twój widok robił się twardy jak głaz - szepnąłem jej do ucha, czując jak cała drży.
- Jaką masz pewność, że się tu jutro pojawię, co? - wyjąkała cicho.
- Wiesz mi mam większą niż myślisz, pamiętaj nie należę do grzecznych chłopców.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele - powiedziała próbując odejść, ale byłem szybszy i złapałem ją za rękę zanim zdążyła postawić krok do przodu.
Ostra podoba mi się.
- Mam na imię Luke zapamiętaj to sobie skarbie - szepnąłem jej do ucha i puściłem a ta szybko odeszła wtapiając się w tłum ludzi.
Jutro może być na prawdę ciekawy dzień i jeszcze ciekawsza noc. Włożyłem rękę do kieszeni i spojrzałem z uśmiechem na trzymany przedmiot. Tak ewidentnie szczęście mi dopisuje.
Caroline
- Tylko nie siedź cały czas w domu jak mnie nie będzie, leniu. Jeszcze mi się roztyjesz. I co będzie? - mówię do Iriny.
- Aż tak we mnie nie wierzysz? - pyta.
- Z tobą nigdy nic nie wiadomo - śmieje się, po czym wychodzę z mieszkania. Na szczęście mam jeszcze trochę czasu, więc schodzę sobie spacerkiem na parter po drodze witając się z recepcjonistą. Jest jedenasta autobus mam dopiero za 15 minut a do przystanku idzie się zaledwie 10 taki mały plusik mieszkania w mieście wszędzie blisko i zawsze można znaleźć jakieś fajne mało odwiedzane miejsce na sobotnie wieczory.
Usiadłam jak zwykle w tym samym miejscu przy przystanku, czyli na schodkach i wyjęłam telefon czekając na autobus. Wokół panował chaos, ludzie wchodzący mieszali się z wychodzącymi z pojazdu, co powodowało korek dla innych busów.
Na samą myśl pchania się między tymi ludźmi robiło mi się nie dobrze. To była jedyna na prawdę jedyna wada w jeżdżeniu komunikacją miejską. Od zawszę wolałam to od samochodów, nie wiem, czemu ale czułam się bezpieczniej w większych pojazdach.
Odblokowałam szybko komórkę i weszłam w nieprzeczytaną wiadomość, którą dostałam jeszcze w domu, ale nie miałam jej, kiedy sprawdzić na spokojnie.
Od:JJ
Mam nadzieję, że się pani wyspała panno Sparks na 12 zapraszam do pracy ~ Nowy Ulubiony szef
Ps. Załóż coś zwiewnego, chętnie popatrzę..
Spojrzałam na swoje ciasno opijające spodnie i od razu uśmiechnęłam złośliwie. Chyba ktoś tu się zdziwi zachichotałam.
- Z czego się tak śmiejesz - zerknęłam do góry i zauważyłam nikogo innego jak JJ we własnej osobie.
Idealne wyczucie chwili. Czy wspomniałam, że mam zboczonego szefa, nie? To teraz mówię największy flirciarz na tej planecie jak nie w całym kosmosie. I w dodatku cholerne ciacho, które lubi to wykorzystywać na swoją korzyść.
- No wiesz - wzruszyłam - tak sobie.
- Jeśli chcesz to mam numer do specjalisty w tych sprawach, czynny dwadzieścia cztery na dobę. Wiesz śmianie się do siebie nie należy do zdrowych.
- Tak jak siedzenie przed lustrem trzy godziny i podziwianie swojej klaty.
- Idąc tym tropem przeglądanie się za każdym razem w lusterku podczas pracy, gdy tylko Mark pojawi się na horyzoncie z papierami do podpisu, też nie jest dobre.
- Ej to był chwyt poniżej pasa - obruszyłam się i szturchnęłam go palcem w klatkę - ja przynajmniej nie dostaje palpitacji jak ktoś, gdy zobaczy Sophie i jej wielkie balony.
- Przynajmniej ona ma, czym oddychać.
- To było chamskie, Bro - wydęłam usta.
- Oj już dobra, a wyobraź sobie jak to musi wisieć na starość Car, bierzesz w ręce a tu ci się wszystko wylewa, ble. A nie to, co te twoje wiecznie jędrne - zaczął kręcić rękami przy mojej klatce.
Z kim ja muszę żyć?
- Nie pozwalaj sobie - trzepnęłam go po głowie i roześmiałam się - mogłeś napisać, że przyjedziesz po mnie bym się tak nie śpieszyła baranie.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę - puścił oczko.
- Coś ci nie wierzę - udałam zamyśloną - czyż bym dobrze myślała szefuniu? - zaakcentowałam ostatnie słowo.
- Poza tym Judy jeszcze nie skończyła - uciął przeczesując swoją gęstą czarną grzywkę ręką.
- Wiedziałam - klasnęłam zwycięsko.
Otóż Judy to przeurocza szefowa sąsiedniego działu aktualnie po czterdziestce, niestety nie wiem, jakie operacje ma w planie. Która bardzo lubuje w młodszych mężczyznach, znacznie młodszych. A w szczególności w JJ, którego sobie upodobała. I nie raz już chciała zaciągnąć w ustronne miejsce.
- No dobra Sparks do samochodu - rzekł obejmując mnie ramieniem i ciągnąc w stronę pojazdu - panie przodem, proszę - powiedział otwierając przede mną drzwi jak przystało na gentelmana, którym nie jest.
Przełożyłam już jedną nogę do środka, gdy poczułam jak obejmuje mnie ręką za brzuch i przyciąga do siebie - widzę, że nie zastosowałaś się do moich poleceń, nie ładnie tak denerwować szefa - szepnął i poluźniając uścisk i zaczął kierować się na swoje miejsce. Stałam jeszcze chwile oszołomiona całym zajściem, po czym wsiadłam do samochodu. Przecież takie akcje to nie pierwszy raz, co mnie nagle napadło?
- Gotowa na pierwszy oficjalny dzień w pracy tym razem jak pracownik a nie stażystka? - zapytał jak gdyby nigdy nic, gdy oboje siedzieliśmy już zapięci.
- Gotowa i zwarta szefie.
***
Spojrzałam na nią znużona.
- Jak ty możesz siedzieć tak długo przy laptopie, nie boli cię głowa? - pytam, na co ta pokręciła przecząco głową - od kąt przyszłam z pracy, czyli już jakieś dwie godziny temu nie robisz nic po za patrzeniem w monitor - karcę ją - no chodź do kuchni zrobiłam kolacje, twoje ulubione danie, jeśli wiesz, o czym mówię - próbuję ją przekonać, co zaczyna mi wychodzić - wiesz jak nie chcesz to sama zjem widać, że nie jesteś głodna, a nie będę marnować spaghetti - kieruję się w stronę drzwi.
- Czekaj, już dobra - zeskakuje z pufy i podbiega w moja stronę.
- Czyli jednak jesz, mam rozumieć?
- Oczywiście, że tak swoją drogą nie zapytałam się ciebie jeszcze gdzie pracujesz. Wypadło mi to całkowicie z głowy, no mów.
- A więc tak przyjęli mnie będę pracować w 'The Herald Sun' dzięki temu, że byłam tak długo w Londynie i mam jakieś pojęcie o tamtejszym stylu plus staż ze szkoły!
- O matko tak się cieszę - przytuliła mnie.
- A tak w ogóle to, czemu nie mogłam się dziś do ciebie dodzwonić, co? Chyba z siedem razy próbowałam i nic?
- O kurwa - spojrzała na mnie zdziwiona i przeklęła po chwili waląc się dłonią w czoło - jak kutas.
- Ej przystopuj, co jest?
- Ja go chyba zajebię - warknęła - a to jest, że jak wracałam do domu to wpadłam na jakiegoś typka i telefon musiał mi wypaść.
- Gorący? - zaśmiałam się.
- Taa aż przy nim paruje. Teraz wiem, czemu był taki pewny siebie. A tak w ogóle to pamiętasz Daniela?
- Tego Daniela? - czy ja dobrze myślę?
- Tak tego.
- Widzę, że mamy dużo rzeczy do obgadania - powiedziałam ciągnąc ją w stronę kuchni.
Przyszłość utkana jest z przeszłości.
Luke
Spojrzałem na zegarek i zauważyłem, że wyrobiłem się idealnie w czasie i została mi jeszcze chwila. Usiadłem spokojnie na ławce rozglądając się po opustoszałym parku, no nie powiem lepszego miejsca nie mógł wynaleźć szczerze jestem tutaj pierwszy raz a mieszkam w Sydney od zawsze.
Sięgnąłem do kieszeni, po czym wyjąłem z niej paczkę moich ukochanych papierosów i wziąłem sobie jednego. Podpaliłem go szybko i zaciągnąłem się czując jak wypełnia mnie przyjemne ciepło. Swój wzrok skierowałem w dal, to był swego rodzaju nawyk zawsze, gdy paliłem potrafiłem odpłynąć myślami bardzo daleko a w szczególności tam gdzie bym nie chciał.
Przyłożyłem papierosa po raz kolejny do ust, gdy usłyszałem za sobą szmery, pewnie Tom przyszedł. Chciałem obejrzeć się za siebie, ale nie zdążyłem;
- Nie odkręcaj się - usłyszałem i poczułem jak ktoś przystawia mi broń do głowy - radzę ci się teraz nie ruszać, jeśli ci życie miłe, zrozumiałeś?
Co tu się kurwa dzieje, to jakiś żart no nie?
- Co to ma być?
No chyba nie możliwe żeby Tom mógł być wtykom nie on.

28 listopada 2015

Rozdział 6

Wybaczcie za czcionkę ale resetowali mi komputer + niesprawdzone
Irina
Od dobrych pięciu minut kręcę się próbując znaleźć jakąś pozycję, w której moja głowa nie będzie tak pulsowała i miała ochotę eksplodować. Ale to na nic.W ogóle, na czym ja leże? - zadaje sobie to pytanie czując pod brzuchem coś twardego.
Przekręcam się trochę w prawo i czuje jak spadam.
Na szczęście ląduje na czymś miękkim, ale to nie amortyzuje w pełni mojego upadku. Pisk roznosi się po całym pomieszczeniu, aż skręcam się z bólu.
Głupi kac.
- Ja pierdole, moja głowa - charczę, cicho przez ucisk w gardle.
Nawet nie mam siły otwierać oczu, dlatego układam się w najwygodniejszej pozycji, na jaką mogę sobie pozwolić. I zabieram do snu. No, bo jak nie skorzystać z czegoś tak miękkiego? Grzech!
Budzę się czując jak to, na czym leże zaczyna się trząść i to z reguły nie wróży dobrych znaków. Otwieram szybko oczy i podnoszę się do siadu podpartego, robię to tak nagle, że nie zauważam przed sobą stołu, na który natrafiam. Łapię się za nos i zaczynam masować. Mam już zamiar zawyć z podwójnego bólu, gdy zamiast usłyszeć swojego krzyku, słyszę kogoś innego. Zerkam przed siebie z prędkością światła i to, co widzę zwala mnie z nóg, pomimo tego, że siedzę. W sekundę zaczynam zwijać się ze śmiechu.
Otóż przede mną we własnej osobie stoi Caroline Sparks mistrzyni dwuznacznych i komicznych sytuacji w jednym, dodatkowo w samej bieliźnie z rozmazanym makijażem i ubraniami w ręku.
- Skąd się tu wzięłaś - piszczy na mój widok. Przez co przechodzą mnie drgawki.
Mój Boże, za jakie grzechy?!
- No wiesz jak rodzice się tak bardzo mocno kochają to dochodzi między nimi do bliskiego spotkania, w którym tatuś zapładnia mamusie po przez.. - nie mogę dokończyć, bo dostaję w ramię z bluzki.
Auu.
- Pytałam, co robisz na dywanie i czemu cię wcześniej nie zauważyłam?
- A żebym ja to jeszcze wiedziała - mówię masując skronie - w ogóle, co ty robisz o - zerkam na zegarek za nią - dziesiątej rano? Jest jeszcze noc.
- Ktoś tu ma kacyka oj - uśmiecha się złośliwie - dla twojej wiadomości śpieszę się do pracy, bo niektórzy ludzie chcą się rozwijać w przeciwieństwie do leniwców kanapowych.
Chyba ktoś tu dopiero wstał i to lewą nogą.
Przeklęte radio. Warczę pod nosem na znienawidzone urządzenie, które zostało włączone przez szatana w bieliźnie.
- Jędza - mamroczę pod nosem.
- Miód dla moich uszu, złotko.
- Skarbie uwalniasz potwora, gdy się nie wyśpisz. Lepiej zjedz snickers'a, bo zaczynasz gwiazdorzyć.
- Przynajmniej mi to wychodzi - wystawia język.
- Ta w takim stopniu jak to, że świnia ujrzy niebo.
- A co Nate do nieba nie pójdzie za te palenie trawki w kościele? - pyta ze śmiechem.
- On się nie liczy, przeklęty buc prawie nas przez niego wywalili.
- Ale musisz przyznać, że się działo - zachichotałam na samo wspomnienie jak ten idiota zaczął palić i częstować ludzi wokół.
- Nawet ksiądz się skusił.
- A to nie był ktoś w rodzaju mnicha?
- Yy nie? Przypomnij mi śmiałyśmy się z niego po tym jak spróbowałaś, czy przed? Bo coś mi się zdaje, że chyba tam odleciałaś wzorowa uczennico.
- Jaa, nie zdawało ci się - udała niewiniątko.
- Tak ogółem to nie miałaś gdzieś iść, jeszcze chwilę temu prawiłaś mi o leniwcach a teraz sama zamiast się szykować do tak ważnej rzeczy, jaką jest praca i rozwijanie się stoisz i plotkujesz ze mną, hm? - uśmiechnęłam się złośliwie - no wiesz zegar cały czas tyka.
- Małpa! - zerwała się i ruszyła w stronę łazienki.
- No już, już księżniczko szykuj się, bo nie zdążysz- zawołałam za nią.
- Wal się - odkrzyknęła.
- Z tobą? - zrobiłam zdziwioną minę - przecież wiesz, że gustuje w facetach, wybacz nie podniecasz mnie tak jak byś tego chciała - udałam posmutniałą.
- Haha bardzo śmieszne - powiedziała i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Dobry Bożę, za jakie to grzechy?! Co ja takiego zrobiłam, że się tak na mnie mścisz, przecież nie pije często, na ogół jestem grzeczna nikomu nie wadzę? No powiedź, za co?
Mamrocze sobie jeszcze pod nosem, jaki to świat jest zły i kieruje w stronę sofy, po czym się na niej rozwalam.
I tak nic nie zrobię do póki szatan nie wyjdzie z łazienki a ja nie wezmę relaksującej kąpieli z olejkiem wanilinowym nie stój z poziomkowym. Tak to jest to, po prostu żyć nie umierać. Do tego perfekcyjny głos Jessego Rutherforda z The Neighbourhood.
Tak to wystarczy żeby zapomnieć o wszystkim.
Wstaje powoli i kieruję się w stronę pustej łazienki, z której co dopiero wyszła uszykowana Caroline.
Nareszcie! Ile można tam siedzieć?
- Tylko nie siedź cały czas w domu jak mnie nie będzie, leniu. Jeszcze mi się roztyjesz. I co będzie?
- Aż tak we mnie nie wierzysz? - pytam.
- Z tobą nigdy nic nie wiadomo - śmieje się, po czym wychodzi.
I w końcu upragniona kąpiel.
Gdzie te cholerne tabletki, no ja się pytam? Gdzie ona może trzymać takie rzeczy zachodzę w głowę? Rzucam wczorajsze ubrania na kosz i przeglądam wszystkie szafeczki. Jasno powiedziała, że ma wszystko schowane w łazience. Prycham po przeszukaniu ostatniej pułki.
Nic, kompletne nic. Nie miała, kiedy zużyć tylko dziś. Akurat dziś!
Warczę pod nosem. Łapię za ubrania i wrzucam je do kosza, na którym leżały, gdy zauważam spadającą powoli w dół karteczkę. Podnoszę ją z ziemi w najszybszym tempie, na jaki mnie stać i od razu przypominam sobie gorącego barmana.
Aż nagle czuję jak mój brzuch zaczyna burczeć. Krzywie się i odkładam kartkę na lustro, to może poczekać teraz mój instynkt przeżycia mówi, że muszę znaleźć tabletki i coś upolować, bo inaczej padnę w najbliższym czasie.
Po wysuszeniu włosów ubieram się w wygodne spodnie nie mam zamiaru się stroić a tym bardziej szykować na zwykłe wyjście na miasto. Niestety jestem dokładnie takim leniem, jakiego opisywała Caroline, ale musze przyznać, że dobrze mi z tym.
Łapie po drodze za kurtkę i pędem wychodzę z mieszkania. Im szybciej dostanę się do najbliższej apteki tym lepiej.
Po krótkim spacerze ulicami znajduję to, czego szukałam. A w środku żadnej kolejki.
Chyba tam na górze ktoś mnie jednak lubi.
Kupuje szybko opakowanie jakże cennych tabletek i połykam od razu dwie na rozgrzewkę. Tak dokładnie tego mi było trzeba kit, że przechodni patrzą na mnie jak na ćpunkę.
Dobra teraz jeszcze tylko coś zjeść. Jak na zawołanie mój brzuch postanawia dać swój koncert. Rozglądam się chwilę po okolicy, gdy zauważam miło wyglądający lokal. Po paru chwilach przekraczam próg restauracji „U Lottie", na samym wejściu czuć zapach świeżo parzonej herbaty z dodatkiem owoców leśnych jak mniemam.
Siadam w najbardziej oddalonym miejscu, nie mija chwila jak pojawia się przede mną kelnerka.
- Co podać? - pyta z niewymuszonym uśmiechem.
Muszę przyznać, że jeśli miałabym kogoś zaproponować do konkursu śnieżnobiały uśmiech to wybrałabym właśnie ją. Ciekawe czy szczęka ją nie boli od ciągłego uśmiechania się.
- Kawę czarną niesłodzoną do tego ciasto z białej czekolady z polewą - mówię spokojnie patrząc jak nawet na moment nie odrywa wzroku od notesu - i to wszystko.
- Dobrze zaraz przyniosę zamówienie - odpowiada z tym promiennym uśmiechem, który zna każdy z reklam i znika za barowym blatem.
Biorę jeszcze dwie tabletki, po czym sprawdzam godzinę. Jedenasta dwadzieścia, czyli mam jeszcze dużo czasu, aby wytrzeźwieć przed powrotem Caroline.
Rozglądam się chwilę po kawiarni, jest prawie pusta, jeśli mogę tak nazwać kilka osób włącznie ze mną, na całe szczęście, gdybym przyszła za godzinę jestem pewna w stu procentach, że nie miałabym już gdzie usiąść.
- Proszę, o to zamówienie - mówi kelnerka pojawiając się z nikąd. Kładzie wszystko na stoliku i znika tak szybko jak się pojawiła.
Tak dokładnie tego mi brakowało białej czekolady, myślę przeżuwając ciasto. Swoją drogą lepszego nie jadłam. Od razu czuję jak głowa coraz mniej pulsuje, tak zbawienne skutki pełnego żołądka.
Dopiero teraz mogę skupić się na wczorajszym dniu. Nadal nie mogę uwierzyć, że Daniel jest w Sydney, niby od początku wiedziałam, że tu mieszka, ale dopiero teraz jak go spotkałam to do mnie dotarło. Wcześniej było to jedynie błądzeniem przez mgłę, wręcz niemożliwe, że jeszcze się zobaczymy. A tu nagle spotykam go na imprezie i to w takich okolicznościach, szczerze gdyby nie ten sms rano to nawet bym o tym nie pamiętała, gdyby nie te okoliczności, które kotłują mi się teraz w głowie. Mój instynkt każe mi dowiedzieć się, o co poszło z drugiej jednak strony idąc za słowami Daniela to normalność tutaj i raczej niczego wielkiego oprócz zwykłej kłótni o niezapłacone długi bym nie odkryła.
- O czym tak myślisz?- podskakuje słysząc głos tuż nad uchem. Odwracam się do tyłu pierwsze, co widzę to ciemne brązowe oczy skanujące moją twarz.
- No wiesz ludzie mają to do siebie, że od czasu do czasu zdarzy im się przez chwilę wykonywać trudne zajęcie, jakim jest dedukowanie - mówię po krótszej przerwie popijając kawę - a ty, co robisz poza straszeniem mnie? - pytam w chwili, w której siada na krześle naprzeciw.
- No wiesz jakoś trzeba poznać przyszłą matkę swoich dzieci - uśmiecha się wesoło.
- Aha.. Czekaj, co? - krztuszę się kawą - dobrze słyszę?
- Oczywiście tęczo mojego życia, dobrze usłyszałaś - dopiero teraz uważnie mu się przyglądam. Figlarny uśmieszek rozświetla jego twarz. Normalnie dałabym osobie za taki tekst w twarz, ale z niewiadomo, jakiego powodu zamiast się wkurzyć zaczęłam się śmiać.
- No nareszcie się uśmiechnęłaś - mówi, gdy zaczynam się uspokajać.
- No dobra skoro tak to ty, kim jesteś?
- Twój przyszły mąż - patrzę na niego rozbawiona.
Boże skąd tacy ludzie się biorą?
- Ej, co robisz? - przyglądam się jak bieżę mój telefon ze stołu i coś z nim robi.
- Oh skarbie dobrze jest mieć numer swojej dziewczyny - odpowiada zajęty ekranem.
- Nie jesteś jakimś gwałcicielem albo seryjnym zabójcom no nie? - pytam.
- Jak patrzyłem ostatnio do mojego CV to żadna z tych rzeczy tam nie górowała. Ale wiesz skarbie za twój uśmiech mógłbym zabić - patrzy krótko w moją stronę i wraca do wcześniejszego zajęcia - a swoją drogą to, co robisz o tej godzinie, sądziłem, że tylko ci, którzy muszą iść do pracy albo mają ważne spotkanie wychylają się w poniedziałkowy ranek z domu po libacji alkoholowej poprzedniego dnia? - czyli miałam rację wyglądam jak narkoman na odwyku.
- Albo ci, co nie maja żarcia i zapasowych tabletek - odpowiadam - bardzo widać?
- Gdyby nie to, że z tobą rozmawiam to bym w ogóle tego nie zauważył - łapię mnie za rękę, gdy próbuje poprawić włosy i uśmiecha się przyjaźniej.
- Skoro tak to ty, do jakiej należysz grupy? - zmieniam temat.
- Ja zaliczam się do pierwszej grupy nieszczęśników, masz nieodebraną wiadomość - oddaje mi komórkę i wstaje od stołu - niestety muszę już iść, ale nie rozpaczaj jeszcze spotkamy się nie raz, no wiesz dzieci muszą jakoś powstać - porusza brwiami - a na razie muszę iść na rozmowę o pracę, więc trzymaj kciuki żono.
Patrzę jak odchodzi i zastanawiam się czy przypadkiem to nie przez leki, które brałam mam takie dziwne wrażenie, że to, co mówi może okazać się prawdą i do chodzę do wniosku, że chyba się nie mylę.

17 listopada 2015

Rozdział 5

Irina

Dopiero teraz mam szanse zobaczyć, kto cały czas mnie ciągnął. Odkręcam się i w momencie sztywnieje. Nie to niemożliwe.
  - Daniel – szepczę, bo na głośniejszy ton nie ma szans.
Chłopak podnosi głowę i dopiero teraz patrzy w moją stronę. Jego twarz w momencie się zmienia z poważnej na zszokowaną tak jak moja chwile temu. Stoimy naprzeciwko siebie i wpatrujemy się w siebie nawzajem nie wykonując żadnego ruchu jak sparaliżowani, jak gdybyśmy mieli się rozpłynąć, jeśli któreś zrobi, jaki kol wiek ruch, jak by to wszystko miało za chwilę zniknąć.
  - Daniel – mówię po raz drugi, ale tym razem pewniej, po czym rzucam się w ramiona chłopaka. Który od razu przyciąga mnie do siebie i przytula. Czuje jak znajome ciepło otula moje ciało.
  - Muszę przyznać, że nie sądziłem, że cię jeszcze spotkam – słyszę przy moim uchu, głos, którego tak bardzo brakowało mi przez ostatnie dwa lata.
Aż przechodzą mnie ciarki.
  - Ja też nie – odpowiadam zgodnie z prawdą, gdy się poznaliśmy nie sądziłam, że kiedykolwiek wyjadę z Londynu i przyjadę do Sydney a tym bardziej na stałe, dlatego zakończyliśmy tę znajomość, on musiał wracać a ja zostałam tam gdzie byłam. I tak było najlepiej żadnych obietnic, żądnego smutki przez utratę przyjaciela. Tylko wspomnienia miło spędzonego czasu.
  - Co tu robisz? Jak pamiętam twoje ostatnie słowa brzmiały, że nie masz zamiaru opuszczać swojego ukochanego miasta, gdy chciałem żebyś ze mną przyjechała na trochę.
  - Plany trochę się zmieniły, chcę zacząć tu studiować, ale dopiero jak uporządkuje wszystko związane z przyjazdem – mówię mu odsuwając się od niego.
Chcę jeszcze coś powiedzieć, gdy przerywa mi przytłumiony wystrzał ze środka budynku. Od razu wszystko do mnie dociera to, co działo się przed chwilą. Zaczynam się trząść i odsuwam coraz dalej. Już w ogóle nie czuje alkoholu, który jeszcze chwile temu popijałam przy barze.
  - Powinnaś zamówić taksówkę, nie jest tu bezpiecznie – mówi pobudzony zaistniałą sytuacjom.
Podchodzi do mnie i zakłada na ramiona swoją koszule, błędnie odczytując moją reakcje.
  - A ty, nie widać żebyś się tym w ogóle przejmował? – patrzę na niego zdziwiona.
  - Takie strzelaniny to nie nowość, szczególnie w klubach, już się przyzwyczaiłem, jak coś się zaczyna dziać po prostu wychodzisz i to olewasz tak jest bezpieczniej. Dlatego pod żadnym pozorem tego nie rozgrzebuj, po prostu zapomnij, jeśli zaczniesz to drążyć, może ci się coś stać. Ci ludzie są naprawcze niebezpieczni, mają gdzieś policje, dlatego nie chodź do klubów, okej?
  - Okej – odpowiadam cicho, lekko zachrypniętym głosem, po czym odkaszluje.
Ciągle mam przed oczami tą dziewczynę. Przecież to mogłam być ja albo Caroline. Właśnie muszę do niej zadzwonić.
  - Chodź idziemy.
  - Poczekaj muszę zatelefonować – mówię mu, po czym sięgam po telefon, który schowałam do stanika. Tak Wiem bardzo oryginalnie.
  - Co tak długo? – pyta.
  - Nie odbiera, martwię się o nią – odpowiadam lekko zdenerwowana, przystawiając ponownie komórkę do ucha. To do niej nie podobne żeby nie odbierała.
  - Wyślij jej sms’a, może nie może gadać.

  - Już.
  - Dobra teraz chodź zamówię ci taksówkę jesteś całą roztrzęsiona – łapie mnie za rękę i prowadzi w stronę ulicy.
Tak jak mówił wcześniej skręcasz w lewo i jesteś przy szosie.
Nie, nie mogę jeszcze wrócić, jeszcze nie.
  - Nie musze sobie to wszystko po układać przejdę się – odpowiadam, gdy bierze telefon do ręki.
Muszę się przejść, jazda taksówką była by za krótka na przemyślenie tego, co się stało. Sahyounie dobrze wiedział mówiąc żebym tego nie rozkopywała. Od zawsze lubiłam bawić się w detektywa i wszystko wyjaśniać. Dlatego przyjechałam tu na studia detektywistyczne do najlepszej szkoły z tym profilem na świecie. To dla mnie szansa abym mogła spełnić swoje marzenia.
Chodź nie powiem moje hobby nie raz sprowadziło na mnie duże kłopoty, dlatego muszę przemyśleć czy warto robić coś z tym, co działo się w klubie.
  - Skoro tak, idę z tobą nie pozwolę abyś się sama włóczyła w nocy, to nie Londyn tutaj nie jest tak bezpiecznie abyś mogła sama wracać - powiedział otulając mnie opiekuńczo ramieniem – Nie myśl o tym dobrze wiem, że to teraz robisz, za dobrze cię znam, po prostu zapomnij tak jest najlepiej.
  - Łatwiej powiedzieć trudniej zrobić. Przestać myśleć o czymś takim, przecież zginęło tam kilka osób jak nie kilkanaście.
  - Takie jest życie Irina, nic na to nie poradzimy, ale możemy uważać żeby to nam się nic nie stało. Dobra a teraz mów gdzie mieszkasz, bo jak na razie stoimy jeszcze za blisko klubu, chodź nikt tu nie przychodzi, lepiej żebyśmy się już stąd zwijali.
  - Prestwick Road.
  - No to się trochę przejdziemy, ale cała noc przed nami. Ej to jest niedaleko Perth St, nie?
  - Trzy przecznice jak dobrze kojarzę – mówię lekko rozkojarzona.
Ta alkohol będzie jak twój wierny pies nigdy cię nie opuści nawet w najgorszym momencie.

Daniel

Odprowadziłem ją aż do Perth St dalej wsadziłem ją w taksówkę. Nie mogłem patrzeć jak ledwo idzie w tych szpilkach w dodatku upita w trzy dupy.
  - Dzięki że ze mną poszedłeś – próbuje skleić zdanie.
  - Nie ma, za co – powiedziałem, gdy wsiadała do taksówki a raczej próbowała – na Prestwick Road – zwróciłem się do taksówkarza, który z rozbawienie tak jak ja patrzył na jej poczynania.
  - Spotkamy się jeszcze? - zapytała wychylając się przez szybę, gdy była już ze 100 metrów dalej.
  - No jasne – krzyknąłem za nią, ale nie byłem pewien czy zdążyła usłyszeć.
Pamiętam, że rzadko doprowadzała się do takiego stanu, gdy byłem w Londynie.
No właśnie Londyn to tam wszystko się zaczęło. Dostałem wezwanie z góry, aby przypilnować świeżaków. Dopiero, co rozpoczynaliśmy tam działalność, trzeba było przypilnować wszystkiego. Było to około dwóch lat temu. Spędziłem tam całe wakacje. Gdy tylko mogłem wyrywałem się i do niej chodziłem.
Większość czasu spędzaliśmy na gadaniu o niczym, tak było najlepiej ja jej o niczym nie opowiadałem a ona mi. Jedyne, co o niej wiem to, że nie miała łatwego dzieciństwa tak jak ja. Może, dlatego tak szybko znaleźliśmy wspólny język?
Całe szczęście, że gdy ją prowadziłem nic nie powiedziałem, bo mógłbym się wydać, na szczęście była zbyt pijana i nie połączyła faktów.
Przez ten krótki czas zżyliśmy się ze sobą i nie chcę żeby coś jej się stało przeze mnie a raczej przez to, co robię. Musze przyznać, że zależało mi na niej i dotarło to do mnie dopiero teraz, gdy ujrzałem ją po dwóch latach. Kompletnie inną Irinę doroślejszą, którą mam zamiar poznać od nowa.
Kurwa, co ja pieprzę, to chyba ten alkohol, który udało mi się wypić na imprezie, gdy tatuś Beun nie patrzył.
Mam nadzieje, że poradzili sobie beze mnie.

Krótki ale jest :)